Strona:PL Feval - Garbus.djvu/562

Ta strona została przepisana.

ja południa pa czternastej godzinie, to tylko bałamucą innych — takie jest moje zdanie. I jeżeli tak myślę, to wypływa z doświadczenia...
No, ale nie zbaczajmy z drogi. Otóż, tego ranka wyszedłem od księcia pana z jego rozkazami. Wówczas szlachetny mój przyjaciel i ja powiedzieliśmy sobie tak: “Dwie szanse warte dwa razy tyle co jedna; idźmy zatem każdy za innym śladem ”. I rozstaliśmy się przed targiem Niewiniątek. Co uczynił potem mój przyjaciel, nie wiem; co do mnie, udałem się prosto do Palais-Royal, gdzie zastałem robotników, uprzątających dekoracyę w ogrodzie. Mówili między sobą wciąż o jednem i tem samem: pomiędzy namiotem indyjskim a budką odźwiernego była podobno kałuża krwi. Ol! — myślę sobie — to dobrze, jestem pewny, że tutaj pracowały szpady. Poszedłem zobaczyć kałużę krwi, a potem zacząłem szukać śladów i iść za nimi. Ho, ho! trzeba na to dobrych oczu! Przez całą drogę, od namiotu indyjskiego do ulicy św. Honoryusza, wypatrywałem tych śladów na ziemi. “Przyjacielu, coś zgubił? — pytali się lokaje. “Portret mej kochanki” — odpowiedziałem. A oni śmiali się, jak ostatni głupcy. Gdybym chciał mieć portrety wszystkich moich kochanek, dobre musiałbym wynająć mieszkanie, do licha, aby je tam zmieścić!
— Skracaj! — rzekł Gonzaga.
— Wasza ekscelencyo, Staram się, jak umiem najlepiej. — Ano, dobrze! Na ulicy św. Ho-