drza, nie znalazł bynajmniej w sieciach rybackich w Saint-Cloud. On wcale nie widział tych sieci, może ich wcale nie było. To, co Paspoal wyciągnął z zanadrza, znalazł poprostu w mieszkaniu Lagardera, kiedy tam zaszedł po raz pierwszy dzisiejszego rana. Zabrał początkowo bez określonego planu, tak sobie, z dobrego przyzwyczajenia. Nawet Kokardas nie zauważył, kiedy. Był to, ni mniej, ni więcej, tylko płaszcz z białego atłasu, który Lagarder miał na sobie na balu regenta. Paspoal zmoczył go wodą w oberży weneckiej, a teraz podawał Gonzadze, który się cofnął z odrazą. Wszyscy; inni również wzdrygnęli się, gdyż doskonale poznali ubiór Lagardera.
— Ekscelencyo — rzekł potulnie Paspoal — trup był za ciężki; mogłem więc to tylko przynieść.
— Aa!... Korono cierniowa! — myślał Kokardas. — Nie wytrzymam! O, gałgus! On ma talent!
— A widziałeś trupa? — zapytał p. Pejrol.
— Mój panie — odpowiedział braciszek Paspoal zwracając się w stronę pytającego, — jakie to zwierzątka paśliśmy z sobą razem? Ja pana nie tykam. Proszę więc zaprzestać tej niesmacznej poufałości ze mną.
— Odpowiadaj na pytanie — rzekł Gonzaga.
— Woda jest głęboka i mętna — odpowiedział Paspoal. — Boże broń, abym miał twierdzić to, o czem nie mam najzupełniejszej pe-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/565
Ta strona została przepisana.