Strona:PL Feval - Garbus.djvu/57

Ta strona została przepisana.

— A więc, halt! — zakomenderował Kokardas. — Szpady do pochew! Chwało Pańska! Przyjaciele naszego małego Paryżanina, są naszymi przyjaciółmi, i dalej! Wypijmy wspólnie za pomyślność najpierwszej szpady na świecie!
— Zgoda! — zawołał Karig, dziękując Bogu, że tak szczęśliwie wyszli z tej matni.
Panowie wolontaryusze skwapliwie chowali broń do pochew.
— E! — Chociażby nas przeprosili! — dopominał się zachmurzony Pepe, dumny jak Kastylczyk.
— Mój stary towarzyszu — odpowiedział na to Kokardas — jeżeli cię tak swędzą pięści i jeśli chcesz, to możesz się spróbować ze mną. Co zaś do tych panów, to oni są teraz pod moją protekcyą. Do stołu! Wina, hej! Straszniem kontent! Wasze zdrowie! — zwrócił się do Kariga i wychylił pełen kubek. — Mam zaszczyt przedstawić wam mego profosa, Paspoala, który tylko co miał wam z przeproszeniem, zatańczyć takiego kuranta, o jakim pojęcia nie macie. On, tak jak i ja, przyjaciel oddany Lagardera.
— Z czego też dumny! — przerwał Paspoal.
— Co do tych panów — ciągnął dalej Gaskończyk — wybaczcie ich zły humor. Toż, z przeproszeniem, mieli już was wszystkich na