Strona:PL Feval - Garbus.djvu/590

Ta strona została przepisana.

Na małej sofce leżała Aurora, cała drżąca i zmęczona od płaczu. Już od piętnastu godzin była w tym domu. Gdyby nie obecność dony Kruz, umarłaby ze strachu i zmartwienia.
Dona Kruz schodziła po raz drugi od początku uczty.
— Co słychać nowego? — pytała słabym głosem Aurora.
— Pana Gonzagę wezwano do pałacu — od powiedziała dona Kruz. — Niesłusznie tak się trwożysz, moja biedna siostrzyczko; tam, na górze wcale nie tak straszno: i gdyby nie to, że wiem, jaka tu jesteś niespokojna, smutna i przybita, bawiłabym się tam z całego serca.
— Co tam robią w salonie? Wrzaski dochodzą aż tutaj.
— Szaleństwa. Śmieją się do rozpuku. Szampan leje się potokiem. Ci panowie są weseli dowcipni, zachwycający.. zwłaszcza jeden, którego zowią Chaverny.
Aurora przeciągnęłe dłonią po czole, jakby chcąc przywołać jakieś wspomnienie.
— Chaverny! — powtórzyła.
— Młodziutki, elegancki, nie bojący się Boga ni szatana! Ale ja mam zabronione zbyt nim się zajmować — przerwała sobie nagle dziewczyna — bo on jest narzeczony.
— A! — rzekła Aurora w roztargnieniu.
— Zgadnij, siostrzyczko, z kim?
— Nie wiem. Co mnie to obchodzi?
— Przeciwnie, bardzo cię obchodzi. Bo markiz Chaverny jest właśnie twoim narzeczonym.
Aurora podniosła wolno bladą twarzyczkę