Strona:PL Feval - Garbus.djvu/591

Ta strona została przepisana.

i uśmiechnęła się smutnie.
— Ja wcale nie żartuję — upewniała dona Kruz.
— A o nim — szeptała Aurora — moja siostrzyczko, czy mi żadnych nie przynosisz wieści?
— Nic nie wiem, kompletnie nic.
Piękna głowa Aurory opadła na poręcz sofy.
— Wczoraj — mówiła, łkając — ludzie, którzy nas napadli, powiedzili: “On nie żyje.. Lagarder umarł”.
— O, co to — rzekła dona Kruz — to jestem pewna, że nie umarł.
— Cóż ci daje taką pewność — zapytała żywo Aurora.
— Dwie rzeczy: pierwsza, to, że ci, tam na górze, wciąż boją się jego; druga, to, że ta pani, którą mi chcieli dać za matkę....
— Jego nieprzyjaciółka! Ta, którą widziałam ostatniej nocy w Palais-Royal?
— Tak, jego nieprzyjaciółka. Z twego opisu poznaję, że to ta sama. Otóż drugi dowód, jak mówiłam, to to, że ta kobieta, ciągle go prze siaduje; zawziętość jej wcale się nie zmniejszyła. Kiedy dzisiaj rano byłam u pana Gonzagi, aby się poskarżyć na takie dziwne obejście się ze mną, tam u ciebie, na ulicy Pierre-Lescot, widziałm ją, tę dumną kobietę i słyszałem, jak mówiła do starego pana o białych włosach, który był u niej: “To moja sprawa i tylko mnie dotyczy, to mój obowiązek. Mam oczy czujnie otwarte, i on mi się nie wymknie. Zanim upłynie dwudziesta czwarta godzina, będzie areszto-