Strona:PL Feval - Garbus.djvu/594

Ta strona została przepisana.

z szampanem, którą tu ze stołu przyniosła.
— Poradź mi co! Wspieraj mnie! — błagała Aurora.
— Nic nie stracone, jeżeli on naprawdę mnie potrzebuje! — zawołała dona Kruz. — Trzeba zyskać na czasie....
— Ale ten ślub... Wolałabym tysiąc razy smierć.
— Na śmierć zawsze jest czas, maleńka moja.
I gitanita zrobiła ruch do odejścia, Aurora trwożliwie przytrzymała ją za suknię.
— Więc mnie tak zaraz opuścisz? — rzekła.
— Nie słyszysz-że ich? Wołają mnie. Ale, ale — przypomniała sobie nagle — czy mówiłam ci o garbusie?
— Nie, — odpowiedziała Aurora. — O jakim garbusie?
— A o tym, co mnie wczoraj stąd wyprowadził ukrytemi dróżkami, o jakich nie wiedziałam, i zaprowadził pod same drzwi twego domu. On jest tutaj.
— Na kolacyi?
— Na kolacyi. Przypomniałam sobie, coś mi mówiła o jakiejś dziwnej istocie, która jedynie ma wstęp do tajemniczego gabinetu twego pięknego Lagardera.
— Tak, to musi być ten sam? Przysięgłabym! Zbliżyłam się do niego, aby mu powiedzieć, że w razie czego może liczyć na mnie.
— No i co...?
— Ach, to najdziwaczniejszy garbus na