Strona:PL Feval - Garbus.djvu/604

Ta strona została przepisana.

Kilka dam rzuciło na nią pogardliwe spojrzenia.
— Były takie czasy — rzekła sennym głosem Nivella, — żeśmy zawsze coś znajdywały pod talerzami, kiedyśmy tu przychodziły.
— Regencya bankrutuje — skrzywiła się Cydalisa. — Gdybyśmy tak dostawały na deser po dwie lub trzy niebieskie, Gonzaga nie byłby przez to biedniejszy.
— Co to jest niebieskie? — zapytała dona Kruz.
Jakież było ogólne zdziwienie! Naiwność czy nieświadomość gitanity przechodziła wszelkie granice. Chaverny wsunął rękę do kieszeni, gdzie spoczywał posag jego przyszłej żony, wyjął jakiś tuzin akcyi i podał dziewczynie.
— Dziękuję — rzekła uprzejmie dona Kruz. — Pan Gonzaga zwróci to panu.
A potem rozrzuciwszy akcye przed Nivellą i jej towarzyszkami, dodała z czarującym wdziękiem:
— Moje panie, to wasz deser. Te panie zabrały akcye i orzekły zgodnie, że ta mała jest nieznośną.
— Moi państwo! — zaczęła dona Kruz. Do czego podobne! Nie trzeba, aby jego ekscelencya zastał nas śpiących. Zdrowie pana markiza Chaverny! Proszą o pańską szklankę, markizie!
Ów podał jej szklankę, ciężko wzdychając.
— Gdyby pani wiedziała — bełkotał gdybym mógł pani powiedzieć...
Zaczął pić.
— Niech się pani strzeże! — zawołał Na-