Oblicze księcia Gonzagi wydało się wszystkim surowe a nawet zatroskane. Postawiono szklanki na stole, uśmiechy zniknęły.
— Kuzynie — rzekł Chaverny, padając na fotel — czekałem na ciebie... aby ci coś powiedzieć o mojem położeniu.
Gonzaga podszedł do stołu i wziął z ręki markiza szklankę, którą ten niósł już do ust.
— Nie pij więcej — rzekł sucho.
— Za pozwoleniem! — protestował Chaverny.
Gonzaga wyrzucił szklankę za okno i powtórzył:
— Nie pij więcej.
Chaverny patrzył na niego wielkiemi oczami ze zdziwieniem. Biesiadnicy posiadali na miejsca, z twarzy ich zniknęły rumieńce pijaństwa, a miejsce ich zajęła nienaturalna bladość. Opanowała ich znowu myśl, którą oddalali od siebie podczas uczty, ale która wisiała w powietrzu.
Zatroskane oblicze Gonzagi przywołało ją.
Pejrol starał się przysunąć do swego pana, ale dona Kruz go ubiegła.
— Proszę o jedno słowo, ekscelencyo — szepnęła.
Gonzaga pocałował ją w rękę i razem odeszli na stronę.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/608
Ta strona została przepisana.
VIII.
BRZOSKWINIA I BUKIET.