Strona:PL Feval - Garbus.djvu/617

Ta strona została przepisana.

jej się żywnie spodoba. Tak, panowie. Dziwi was to?
Patrzano nań z zapytaniem w oczach. Chaverny pil wolno, z ponurą miną. Cisza trwała już dość długo; wreszcie Gonzaga napełnił sobie i wszystkim sklanki szampanem.
— Nieraz opowiadałem wam, moi przyjaciele — zaczął lekkim, swobodnym tonem — o dobr. zwyczajach, pięknych manierach swpanialej pozycyi, wybornych pachnidłach mojej ojczyzny. Italii. Za mało ludzie wiedzą o Italii. Słuchajcie i starajcie się skorzystać.
Wypił łyk szampana i mówił dalej:
— Opowiem wam pewną anegdotkę z czasów mojej młodości; słodkie, bezpowrotne czasy! Książę Hannibal Kanoca z książąt Amalfi był moim kuzynem. Wesoły, lubiący używać życia, nie jedną noc spędziłem z nim na hulance. Był bogaty, bardzo bagaty. Pomyślcie tylko: ten mój kuzyn Hannibal miał cztery zamki nad Tybrem, dwadzieścia folwarków w Lombardyi dwa pałece we Florencyi, dwa w Medyolanie, dwa w Rzymie i ogromną, złotą zastawę stołową po naszych wspólnch wujach, kardynałach Allaria. Ja byłem najprostszym i jedynym spadkobiercą mego kuzyna Kanocy. Nigdy nie widziałem piękniejszego zdrowia, jak jego. Co to? Zimno panom? Pijcie, moi przyjaciele, proszę was, to wam doda serca.
Usłuchano go.
— Pewnego wieczora — ciągnął dalej Gonzaga — zaprosiłem kuzyna Kanocę do mej winnicy w Spoleto. Siedzieliśmy na tarasie, wdychając balsamiczną woń prawdziwie rajskie-