Strona:PL Feval - Garbus.djvu/626

Ta strona została przepisana.

— Ach to nasz przyjaciel garbus! — rzekł.
A garbus już się całkiem wydobył z dusznego więzienia, złapał jaką szklankę i zaczął się trącać z pijanymi.
— Z Lagardera! — zawołał. — Tchórz! Wiedział, że ja tu będę, więc nie odważył się przyjść!
— Zdrowie garbusa! Zdrowie garbusa! — zawołano chórem. — Niech żyje!
— Ho! Ho! Panowie — rzekł garbus naiwnie — ktoś coby nie znał, tak jak ja, waszej odwagi, mógłby pomyśleć, widząc was tak uradowanych żeście mieli porządnego stracha. Ale co to tam chcą te zuchy? — zapytał nagle, wskazując palcem na stojących jak posągi przed zamkniętemi drzwiami w galeryi Kokardasa i Paspoala. Miny ich były tryumfujące.
— Przynosimy nasze głowy — rzekł Gaskończyk chytrze.
— Uderzajcie! — dodał Normandczyk. — Poślijcie niebu dwie biedne dusze.
— Odkupienie honoru! — zaśmiał się wesoło Gonzaga. — Niech tam dadzą wina tym dzielnym zuchom! Trącimy się z nimi.
Chaverny patrzył na nich z obrzydzeniem, jak na katów, i gdy się zbliżyli, cofnął się od stołu.
— Słowo honoru! — rzekł do Choisy’ego. — Gdyby ten Lagarder był przyszedł, stanąłbym przy nim.
— Pst! — uciszał go Choisy.
Ale garbus, który to słyszał, wskazał Chaverny’ego Gonzadze pytając:
— Czy wasza książęca mość jest zupełnie