Strona:PL Feval - Garbus.djvu/627

Ta strona została przepisana.

pewny tego młodego człowieka?
— Nie — odparł książę.
Tymczasem Kokardas i Paspoal trącali się szklankami z panami. Chaverny, nachmurzony, słuchał, co mówili. Paspoal rozprawiał wciąż o białym, zakrwawionym płaszczu; Kokardas zaczął na nowo historyę sali prosekcyjnej w Val-de-Grace.
— Ależ to wszystko jest niegodziwe i podłe! — zawołał Chaverny, zwracając się wprost do Gonzagi. — Toż to jest oczywiste, że tu się mówi o człowieku poprostu zamordowanym!
— Co takiego? — wtrącił ze zdziwieniem garbus. — Skądże pan przychodzi?
W tej samej chwili Kokardas, zuchwały i rozhulany, zbliżył się ze szklanką do Chaverny’ego; ale ten odwrócił się z odrazą.
— Na Lucypera! — zawołał Ezop II. — Zdaje mi się, że ten szlachcic ma szczególne wstręty!
Gonzaga dotknął się ramienia Chaverny’ego.
— Baczność, kuzynie — szepnął — za wieleś pił.
— Przeciwnie, ekscelencyo — rzekł mu na ucho Ezop II — mnie się zdaje że kuzyn nie pił dostatecznie. Proszę mi wierzyć, ja się znam na tem.
Gonzag spojrzał na garbusa podejrzliwiej. Ale ów śmiał się i kiwał głową, jak człowiek pewny swego.
— Dobrze — odparł Gonzaga — może ty masz racyę. Powierzam ci go.
— Dziękuję waszej książęcej mości — rzekł