Strona:PL Feval - Garbus.djvu/628

Ta strona została przepisana.

Ezop — i zbliżając się do młodego markiza ze swoją szklanką, zapytał:
— Czy i ze mną nie raczy się pan trącić? Toż przecie wet-za-wet!
Chaverny zaśmiał się i wyciągnął szklankę.
— Za nasze weselne gody, piękny panie młody! — zawołał garbus.
Usiedli naprzeciw siebie dokoła nieb zgrupowali się sędziowie, i zaczął się bachancki pojedynek.
— A panie! — zawołano. — Dlaczego nie wracają z salonu?
Gonzaga skinął głową, Noce poszedł otworzyć drzwi saloniku. W jednej chwili wszystkie kobiety wpadły, jak chmara ptasząt różnobarwnych; szczebiocąc śmiejąc się lub skarżąc że tak długo musiały siedzieć w zamknięciu.
Nivella mówiła do Gonzagi wskazując na donę Kruz:
— Patrz ekscelencyo! To mała ciekawska! Dziesięć razy zmuszona byłam odciągać ją od dziurki w zamku.
— Ach, Boże! — odrzekł niewinnie książę. — I cóżby zobaczyła ciekawego? Usunęliśmy was, ślicznotki, dla waszego własnego dobra. Wszak nie lubicie nudnej rozmowy o interesach.
— A teraz co będzie? Czy już to wesele?
Wesoła Cydalisa jedną ręką ujęła za brodę Kokardasa, drugą przesunęła po twarzy zarumienionego Paspoala i zapytała:
— Czy to są skrzypkowie?
— Korono cierniowa! — burknął Kokardas, sztywny, jak słup granitowy. — My je-