Strona:PL Feval - Garbus.djvu/631

Ta strona została przepisana.

zawsze miałam słabość do garbusów.
Ale krzyki zagłuszyły jej słowa.
— Patrzcie, ile oni już w siebie wieli!
— Dwie beczki! Dwie przepaście!
— Brawo Chaverny!
— Brawo garbusie!
A Chaverny z Ezopem II siedzieli naprzeciw siebie otoczeni dokoła ciekawymi widzami.
Chaverny był siny, oczy, krwią nabrzmiałe, zdawały się wypadać z orbit. Ale nie bano się o niego. Nie pierwszyzna to jemu; był znakommitym biboszem.
Oczy garbusa błyszczały nadzwyczajnym blaskiem. Twarz nabrała życia. Rzucał się, gadał niezrozumiałe słowa — co już jest niedobrym znakiem. Gadulstwo upija, jak wino. Prawdziwy szermierz butelki powinien być spokojny i milczący. Zdawało się więc że większość szans była za markizem.
— Sto pistolów za Chaverny’m! — zawołał Navail. — Garbus pójdzie sobie pod płaszcze.
— Trzymam! — odciął garbus, chwiejąc się na krześle.
— Cały mój woreczek za markizem! — rzekła widząc to, Nivella.
— Ile w woreczku? — zapytał Ezop II.
— Pięć akcyj niebieskich.... Niestety, cała moja fortuna!
— Trzymam przeciwko dziesięciu! — zawołał garbus. — Dajcie więcej wina!
— Którąbyś ty wolał? — zapytał cicho Paspoal swego przyjaciela patrząc kolejno na Cydalisę, Nivellę, Fleury i inne.
— Gałgus, on się utopi! Ręko boska! — od-