Strona:PL Feval - Garbus.djvu/633

Ta strona została przepisana.

— Przyszłam po ciebie — rzekła.
— Jestem gotowa — odpowiedziała Aurora.
Dona Kruz nie spodziewała się tego.
— A więc zastanowiłaś się dobrze? — zapytała.
— Modliłam się. W czasie modlitwy nieraz rzeczy ciemne staja się jasnemi.
Dona Kruz zbliżyła się do niej żywo.
— Powiedz mi, coś przeczuła — zapytała tkliwie.
— Jestem gotowa, — powtórzyła Aurora — gotowa umrzeć.
— Ależ tu wcale nie trzeba, abyś umierała, moja biedna droga siostrzyczko — Już oddawna — przerwała głosem ponurej rezygnacyi — i niejednokrotnie nosiłam się z tą myślą. Ja jestem jego nieszczęściem; przezemnie grozi mu bezustannie niebezpieczeństwo; ja jestem jego złym duchem. Gdyby nie ja, byłby wolny, swobodny, spokojny i szczęśliwy!
Dona Kruz słuchała, nie rozumiejąc jej wcale.
— Och, czemuż — zaczęła Aurora, ocierając łzy — nie uczyniłam wczoraj tego co postanowiłam dzisiaj! Czemuż nie uciekłam z jego domu! Czemuż nie umarłam!
— Co ty mówisz? — zawołała z przestrachem gitanita.
— Bo ty nie wiesz, Floruś, jaka wielka jest różnica między wczoraj a dzisiaj. Ujrzałam na chwilę otwierające się przedmną wrota raju; życie pełne pięknych uciech, radości i świętych rozkoszy! On mnie kochał Floro!