Strona:PL Feval - Garbus.djvu/640

Ta strona została przepisana.

mując za rękę donę Kruz. — Otóż ten sam Gonzaga przemawiał do siedzących dokoła stołu gości wówczas, gdym patrzyła przez dziurkę od klucza. Wszyscy słuchali go w głębokiem milczeniu, bladzi ze wzruszenia. Przyłożyłam ucho do otworu w zamku i słyszałam....
Jakiś hałas od strony drzwi przerwał jej mowę.
— Coś słyszała? — powtórzyła niecierpliwie dona Kruz.
Ale Aurora nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż w uchylonych drzwiach ukazało się blade i stroskane oblicze pana Pejrola.
— Czy panie gotowe? — zapytał. — Czekamy.
— Zaraz idę — rzekła.
Wchodząc na schody, dona Kruz objęła jej kibić ramieniem i spytała szeptem:
— Dokończ, najdroższa! Coś ty mówiła o tych kwiatach?
Aurora uścisnęła ją lekko za rękę i odpowiedziała ze słodkim uśmiechem:
— Piękne kwiaty! Masz racyę. A pan Gonzaga posiada uprzejmość prawdziwe wielkich panów. Odmawiając jego życzeniu, odrzucając jego plan małżeństwa, nietylko będę zupełną wolną, ale otrzymam jeden z tych pięknych bukietów.
Dona Kruz spojrzała na nią uważnie; czuła, że poza temi słowami ukrywa się coś groźnego i tragicznego. Ale nie mogła odgadnąć co?

∗             ∗

— Brawo, garbus! Trzeba cię zrobić królem biboszów.