Gonzaga zwrócił się do dony Kruz ze złością:
— Czyś to ty obałamuciła kłamstwem rozum biednego dziecka?
— Ach! — wykrzyknął rozczarowany Ezop II — a więc to kłamstwo tylko? Szkoda! Miłoby mi było spokrewnić się z domem Neversów.
Tu i ówdzie zasiniano się; ale powszechnie panował chłód. Pejrol był ponury, jak karawaniarz.
— Nie, nie ja — odpowiedziała śmiało dona Kruz, którą gniew księcia wcale nie przestraszał. Ale jeżeliby to była prawda?....
Gonzaga wzruszył pogardliwie ramionami.
— Gdzie jest markiz de Chaverny? — pytała gitanita. — Co znaszą słowa tego człowieka?
Wskazała garbusa, który wciąż starał się wydać eleganckim.
— Panno de Nevers — zaczął Gonzaga — rola twoja w tej sprawie już skończona. Jeżeliby ci się podobało ustąpić praw swoich, na szczęście ja tu jestem i będę je srzegł. Jestem twoim opiekunem; wszyscy tu obecni należą do rady familijnej, którą wczoraj zebrałem w moim pałacu; są w niej większością. Gdybym był usłuchał ogólnego zdania, możebym powinien był okazać się mniej łaskawym względem takiego bezczelnego oszustwa. Ale kierowałem się popędami dobrego serca. Przywykłem do spokojnych i prostych dróg mego codziennego życia i nie chciałem nadawać znaczenia tragicznego tej pospolitej komedyi.
Zatrzymał się. Dona Kruz nic z tego nie
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/653
Ta strona została przepisana.