Strona:PL Feval - Garbus.djvu/655

Ta strona została przepisana.

— Dosyć! rzekł ostro Gonzaga. — Trzeba położyć koniec tej wstrętnej historyi i uniemożliwić pięknej awanturnicy dalsze kroki. Bóg mi świadkiem, że nie pragnę jej zguby. Przeciwnie, wszak daję dużą sumę pieniędzy, aby mogła szczęśliwie i wesoło rozwiązać swoją odyseję i chcę ją wydać za mąż.
— Chwała Bogu! — zawoła Ezop II. — Nareszcie uczciwe zakończenie!
— I mówię do niej — ciągnął dalej Gonzaga, biorąc za rękę garbusa, — oto zacny człowiek, który cię kocha i pragnie być twoim mężem.
— Oszukałeś mię, panie! — krzyknąła gitania czerwona z gniewu. — Przecież to nie ten! Czyż podobna oddać się takiej istocie?
— Jeżeli ma dużo niebieskich! — pomyślała głośno Nievella.
— No, no! Niepochlebne! Wcale niepochlebne — mruczał Ezop II. — Ale sądzę, że młoda osoba wkrótce zmieni zdanie.
— A pan — mówiła dona Kruz, zbliżając się do garbusa — rozumiem teraz! Toś pan zaplątał nić w tej całej intrydze! Tak, to pan, widzę to teraz doskonale, zdradziłeś schronienie Aurory!
— He, he! — śmiał się garbus zadowolony Z siebie. — He, he, he! Jestem bardzo zdolny i sprytny. Ekscelencyo, ta panienka ma wadę gadulstwa i przeszkodziła odpowiedzieć mojej żonie.
— Gdyby to jeszcze markiz Chaverny.... — zaczęła znów gitanita.
— Przestań, siostrzyczko — odezwała się