musi w tem być jakieś szelmostwo!
Dona Kruz odruchowo odsunęła się od Pejrola, który jednocześnie został odepchnięty, silną ręką garbusa. Bukiet wypadł mu z ręki.
Ezop II, z najzimniejszą krwią podeptał kwiaty nogami. Z piersi obecnych wydarło się ciche wstchnienie ulgi.
— Co to ma znaczyć? — krzyknął Pejrol, wyciągając szpadę z pochwy.
Gonzaga patrzył na garbusa z rosnącą podejrzliwością.
— Żadnych kwiatów! — zawołał Ezop II. Ja tylko jeden mam prawo obdarzać moją narzeczoną podarkami. Czemu patrzycie wszyscy na mnie, jakby tu piorun spadł? Przecież to tylko bukiet nadwiędłych kwiatów. Schowaj do pochwy szpadę, przyjacielu — zwrócił się do Pejrola. — Wasza książęca mość — rzekł do księcia Gonzagi — rozkażcie temu rycerzowi o smutnej twarzy, aby nam nie psuł zabawy. Boże wielki! Wszak toby było zerwaniem umowy między nami, ekscelencyo! Pozwól mi, nie zrzekać się tak prędko mych praw.
— Racya! Ma słuszność! — zawołano ze wszystkich stron.
Każdy z obecnych rad był z usunięcia tragicznej konieczności. Sam Gonzaga, chociaż najzupełniej nie wierzył w skuteczność “czarów” garbusa, rad był również z kilku chwil zwłoki.
— Mam słuszność? — Ja myślę! — wołał Ezop II. — Cóż to ja wam obiecałem? Lekcyę miłosnego fechtunku. A wy chcecie działać bezemnie! Nie dopuszczacie mnie do słowa! Ta
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/659
Ta strona została przepisana.