częli tracić cierpliwość. Saldani złapał chłopca za kołnierz, a inni wołali:
— No! Dalej! Odpowiadaj! U kogo jesteś?
— Czy ty myślisz, mucho, że my tu mamy czas bawić się z tobą! — Mówił Kokardas. — Rewidujcie go, aniołeczki! Kończmy z tem!
Wówczas, o dziwo! Paź dotychczas taki tchórzliwy i przestraszony, szybkim ruchem wyrwał się z rąk Saldaniego i z rezolutną miną wyciągnął z zanadrza mały sztylet, wyglądający raczej na dziecinną zabawkę. Jednem susem przebiegł między Faenzą i Staupicem i rzucił się pędem ku wschodniej części fosy.
Ale braciszek Paspoal nie darmo zdobywał nagrody na wyścigach jarmarcznych w Villedieu. W kilku susach stanął przy Berichonie. Ten zaś bronił się walecznie: boleśnie zadrasnął sztylecikiem Saldaniego; ugryzł Kariga w rękę i kilka razy wściekle kopnął w brzuch Staupica.
Pomimo to jednak partya zbyt była nierówna. Berichon, powalony na ziemię, uczuł już był na piersiach ciężkie, grube łapy zbirów, gdy wtem padł między nich piorun.
Piorun!
Karig fiknął trzy, czy cztery razy koziołka w powietrzu; Saldani, jak bąk zakręcony, obrócił się dokoła siebie kilka razy i w końcu runął pod murem wału. Staupic, ryknął i padł ciężko na ziemię, jak byk obuchem zatłuczony. Nawet
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/66
Ta strona została przepisana.