Strona:PL Feval - Garbus.djvu/664

Ta strona została przepisana.

Gonzaga, zamiast patrzeć na to ciekawe widowisko, przechadzał się z Pejrolem na uboczu..
— Z Hiszpanii.. — mówił Pejrol — można wrócić.
— Tak samo w Hiszpanii, jak w Paryżu można umrzeć — mruknął Gonzaga.
Po małej przerwie znów zaczął:
— Tutaj brak sposobności. Domyśliłyby się kobiety. Dona Kruz rozgadałaby..
— Chaverny.... — zaczął Pejrol.
— O, ten będzie milczał napewno — przerwał mu Gonzaga.
— Trzeba — ciągnął książę — aby mogła wyjść stąd swobodnie i aż do skrętu ulicy....
Wtem Pejrol nadstawił uszu:
— To straż przechodzi — rzekł Gonzaga.
Z zewnątrz, od strony ulicy, dochodził szczęk broni. Ale hałas ten został zgłuszony przez głośne okrzyki na galeryi.
— To nadzwyczajne; To cudowne! — wołano.
— Czy nas wzrok myli? Czy ten dyabeł jej mówi?
— Iiii! To nie trudne do zgadnięcia — rzekła Nievella. — On jej po prostu wylicza ilość swoich akcyi.
— No, ale słuchajcie! — zawołał Navail. — Kto zakładał się: sto przeciw jednemu?
— Nikt — odrzekł Oriol. — Nie założyłbym się nawet o pięćdziesiąt przeciw jednemu. Chcesz dwadzieścia pięć?
— Nie! Patrzajcie tylko! Patrzajcie!