zdziwiony.
— Czyś pan sam się podpisał? — zapytał garbus.
— Naturalnie — odpowiedział p. Grewo.
— A więc ustąp mi miejsca, poczciwy panie.
I garbus odsunął delikatnie ale stanowczo, królewskiego notaryusza, a sam usiadł na jego miejscu. Całe towarzystwo śmiało się do rozpuku. Wszystko co robił garbus wywoływało żywą wesołość.
— Po cóż, do licha, chce on zapisać nazwisko swoje osobiście? — rzekł Navail.
Pejrol, rozmawiający z Gonzaga, wzruszył tylko ramionami; on widział w tem wszystkiem niepokojące oznaki. Ale Gonzaga wyśmiewał się z niego i nazywał tchórzem.
— Zaraz zobaczycie — odpowiedział garbus na wykrzyknik Navaila. — Bardzo was to dziwi, zaraz zobaczycie. A tymczasem pijcie.
Usłuchano jego rady, napełniono szklanki, podczas gdy garbus zapisywał puste miejsca, ręką wprawną i pewną.
— Do dyabła z tą szpadą — zawołał nagle próbując usiąść wygodniej.
Znowu głośny śmiech. A garbus borykał się z ogromną szpadą, która zdawała się sprawiać mu istne tortury.
— Zobaczycie, że nie napisze! — wołali jedni.
— Napisze! Napisze! — mówili inni.
Nareszcie garbus wyprowadozny z cierpliwości, wyciągnął szpadę z pochwy i położył ją na stole pod ręką.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/681
Ta strona została przepisana.