cie szpadą. — Widzę, żeśmy się już mniej więcej wszyscy spotykali, bo oto przypominam sobie, że rozciąłem czaszkę także i temu dzielnemu chłopcu.
Joel Jugan dotkną! się swej skroni.
— Jest tu znak — wyszeptał — włada wasza wysokość kijem, jak anioł, to pewne.
— Żaden z was nie miał do mnie szczęścia towarzysze — przemówił znowu Lagarder, — ale tutaj znaleźliście sobie łatwiejsze zajęcie. Zbliż się, dziecko.
Berichen usłuchał.
Kokardas i Karig poczęli mówić równocześnie, aby wytłómaczyć, dlaczego rewidowali pazia. Lagarder nakazał im milczenie.
— Co tu robisz? — zapytał pazia.
— Pan jest dobry i przed panem nie skłamię — odparł Berichon. — Mam zanieść list.
— Do kogo?
Berichon zawahał się i spojrzenie jego skierowało się w stronę nizkiego okienka.
— Do was, panie — odrzekł po chwili.
— Daj!
— Chłopiec wyciągnął kartę ukrytą na piersiach i podał ją Lagarderowi. Potem, wspinając się do jego ucha:
— Mam odnieść jeszcze drugi list — rzekł.
— Do kogo?
— Do jednej pani.
Lagarder rzucił mu sakiewkę.
Idź, mały — rzekł — nikt cię nie zaczepi.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/71
Ta strona została przepisana.