Strona:PL Feval - Garbus.djvu/732

Ta strona została przepisana.

rąbać niż pozbawić porządnej miny! Nie bój się!
— To już do nas przyrosło — dorzucił Paspoal.
Chaverny nacisnął Kokardasowi czapkę głębiej na uszy i pokazał mu, jak ma trzymać klucze. Doszli do drzwi, wychodzących na podwórzec. Tam zaś pełno było ludzi. Markiz Segre, prezydujący trybunału Chateletu wydawał proszony obiad, więc robiono doń przygotowania: znoszono kosze wina szampańskiego, owoce, różne pachnące potrawy itd.
Chaverny z nasuniętym na oczy kapeluszem szedł pierwszy.
— Mój kochany — rzekł do odźwiernego, macie tutaj w numerze 9 dwóch niebezpiecznych hultajów; pilnujcie ich dobrze.
Odźwierny zdjął z uszanowaniem czapkę. Kokardas i Paspoal również bez przeszkody szli śmiało za markizem. W poczekalni więziennej Chaverny zatrzymał się chwilę, rozejrzał się dokoła i wogóle odgrywał rolę wizytatora więzienia. Wszystko tu zdawało się go bardzo interesować. Wreszcie mieli już tylko przejść dziedziniec. Na samym wstępie Kokardas o mało nie wytrącił półmiska z leguminą z rąk służącego i zapominając swej roli, zaklął od korony cierniowej, co sprawiło że się wszyscy obejrzeli na niego ze zdziwieniem. Braciszek Paspoal zadrżał od stóp do głów.
— Mój przyjacielu — upominał go Chaverny łagodnie — człowiek ów nie zrobił tego przez złość i niepotrzebnie wzywasz imię Boga i bluźnisz.