daniem dowodów! Bóg położył nasze imię na twarzy tego dziecka. Nie Lagarderowi wierzę, lecz własnemu sercu.
Pomimo, iż księżna mówiła cicho, na dźwięk imienia Lagardera Aurora zadrżała.
— Budzi się — szepnęła dona Kruz.
Księżna wstała. W oczach jej zjawił się lęk.
— Nie mów jej, Floro, zaraz gdy się obudzi, że ja tu jestem. Trzeba ostrożnie!...
I księżna cofnęła się poza szezląg.
Aurora wyciągnęła ramiona, potem otworzyła szeroko oczy i rozejrzała się po pokoju. Na twarzy jej malowało się zdziwienie.
— Ach, to ty Floro! Pamiętam. To nie sen!
Podniosła obie ręce do czoła.
— Ten pokój — mówiła dalej — to nie ten w którym byłyśmy razem wczoraj. Czy mi się śniło, że widziałam moją matkę?
— Widziałaś ją, najdroższa — odpowiedziała gitanita.
Księżna która podeszła była do samego ołtarza z oczami pełnemi łez uklękła, aby podziękować Bogu, że najpierwsza myśl jej córki była o niej. Nie wspomniała nic o Lagarderze.
— Ale czemu ja jestem taka rozbita — pytała Aurora. — Najmniejszy ruch sprawia mi cierpienie i oddech tak mi męczy piersi. Pamiętam, że kiedyś w klasztorze w Madrycie, czułam się podobnie po chorobie i silnej gorączce. Czułam pustkę w głowie, a taki ogromny ciężar na sercu.
— Miałaś gorączkę — odpowiedziała do-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/746
Ta strona została przepisana.