myślała głośno Aurora i, tracąc zmysły, osunęła się w objęcia matki.
Przywrócona do przytomności Aurora, leżała znowu na szezlągu; trzymała obie ręce matki w swych dłoniach.
— Ja wiem, ja chcę ci wierzyć matko, tyś nic nie uczyniła aby go zgubić, bo ty mnie kochasz. Ale gdybyś cokolwiek zrobiła przeciwko niemu...
— Auroro! Siostrzyczko droga! — przerwała jej dona Kruz, kładąc swą rękę na ustach panny Nevers.
— Ja nie grożę; ja tylko chcę powiedzieć, że my, ja i matka moja, znamy się zaledwie od kilku godzin i trzeba żeby się nasze serca z sobą poznały. Matka moja jest księżna, ja zaś biedną dziewczyną, i dlatego mogę mówić tak śmiało. Gdyby matka moja była biedną kobietą, słabą i opuszczoną nie podniosłabym tak głosu klęczałabym przed nią w pokorze.
Zaczęła całować ręce księżny. Jakaż była piękna w tej chwili! Trwoga o ukochanego, rozdzierająca jej serce, otoczyła męczeńską aureolą to dziewicze białe czoło.
— Dla mnie ty jedna istniejesz na świecie, moja córko — przemówiła księżna. — Gdym ciebie nie miała byłam słaba i opuszczona. Nie sądź mię za surowo, miej litość dla cierpienia. Wyrzucałaś mi, żem nie chciała zedrzeć zasłony, zaciemniającej ci rozum, ale ja tak bałam się przebudzenia, boś wtedy mnie kochała!
Aurora skierowała spojrzenie ku drzwiom.
— Chcesz mnie już odejść? — zawołała księżna z przestrachem.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/751
Ta strona została przepisana.