w podziw. Jednem słowem: z jednego wyrazu umiemy odgadywać zdania, ze zdań całą powieść. Otóż zgaduję, że mi panie przynosicie nowe dowody winy tego nędznika...
— Panie przerwały mu jednocześnie księżna i Aurora.
— Zbyteczne! Już to zbyteczne! — uśmiechał się p. Segre. — Nieszczęśnik już nie zabije nikogo.
— Więceś pan nic nie otrzymał od jego królewskiej wysokości? — zapytała głuchym głosem księżna.
Aurora, blizka omdlenia, wsparła się na ramieniu matki.
— Nic, a nic, księżno — odrzekł markiz. — Ale to niepotrzebne; rzecz już załatwiona.
Od pół godziny wydane rozkazy...
— I nic nie otrzymałeś pan od regenta? — powtórzyła księżna głosem, pełnym trwogi.
Aurora drżała na jej ramieniu, jak w febrze.
— A cóż księżna pani chciałaby więcej? — zawołał p. Segre. — Żeby go żywego kołem łamano na placu Greve? Jego królewska wysokość nie lubi tego rodzaju historyi.
— Więc on skazany jest na śmierć? — jęknęła Aurora.
— A na cóż piękna królewno? Wolałaby pani, żeby go trzymano o chlebie i wodzie?
Panna Nevers osunęła się bezwładnie na fotel.
— Co temu cudnemu dziecku? — dziwił się markiz. — Pani, młode panienki nie lubią
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/763
Ta strona została przepisana.