I wsiadając do karety, rzuciła rozkaz woźnicy:
— Do Palais Royal, galopem!
W tej samej chwili od strony rzeki inna kareta ruszyła równocześnie. Z wnętrza jej jakiś głos, w którym drżał niepokój, odezwał się do woźnicy:
— Wypędzę cię, jeżeli nie zajedziesz na podwórzec Fontan przed karetą księżnej.
Był to pan Pejrol, którego szlachetne oblicza nosiło świeże ślady tragicznego położenia — w ciemnicy Chateletu i wściekłego gniewu. Konie ruszyły jak błyskawica, minęły karetę księżnej i pierwsze stanęły na podwórcu Fontan w Palais Royal. Tu pan Pejrol wyskoczył z karety i zniknął za drzwiami pałacu.
Gdyby kilka minut później księżna Gonzaga prosiła o audyencyę u jego królewskiej wysokości, odpowiedziano jej odmownie tonem obojętnym i suchym. Wówczas przyszła jej myśl czekać na wyjście regenta, ale czas uciekał, zapadał zmrok i trzeba było przedewszystkiem dotrzymać obietnicy, danej Lagarderowi.
Książę Gonzaga siedział sam jeden w gabinecie. Obnażona szpada leżała na stole, zarzuconym papierami. Właśnie próbował z pomocą służącego wciągnąć na siebie cienką stalową koszulkę, którąby mógł nosić pod ubraniem.
Twarz jego ni wyrażała radości, ani za-