wyprawę wojenną!
— Taki wydałem rozkaz.
— Więc wasza książęca mość spodziewa się bitwy?
— Widzisz mój Pejrolu, u nas w Italii, nawet najwaleczniejsi dowódcy myślą o zabezpieczeniu tyłów armii. Trzeba zawsze być przygotowanym na odwrotną stronę medalu. Otóż ci panowie są taką moją tylną strażą. Czy oddawna czekają?
— Nie wiem. Nie rozmawiałem z nimi.
— Jakież mają miny?
— Miny zbitych psów, albo uczniaków w kozie.
— Wszyscy są?
— Wszyscy, z wyjątkiem Chaverny’ego.
— Mój kochany, podczas gdyś był w więzieniu, stała się pewna rzecz. Gdybym tylko zechciał, moglibyście mieć wszyscy, co do jednego, bardzo przykrą chwilę.
— Raczcie, wasza książęca wysokość wytłómaczyć — zaczął drżąc ze strachu Pejrol.
— Nie chce mi się dwa razy tego samego powtarzać; opowiem to wszystkim razem.
Gonzaga zadzwonił. Wszedł służący.
— Prosić wszystkich tych panów, którzy czekają! — rozkazał.
A potem zwracając się do Pejrola, dodał:
— Przypominam sobie, że to ty, przyjacielu, mówiłeś niedawno z gorliwością: “Pójdziemy za tobą, wasza książęca wysokość, choćby do piekła!” Jesteśmy teraz na tej drodze, idźmy wesoło!
— Wszycy młodzi przyjaciele Gonzagi weszli
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/779
Ta strona została przepisana.