Strona:PL Feval - Garbus.djvu/785

Ta strona została przepisana.

Gonzaga śmiał się. Stał wciąż na miejscu z rękami skrzyżowanemi na piersiach, zimny i spokojny pośród tych wszystkich przerażonych twarzy.
— Czyż nic widzicie — ciągnął tymczasem pogardliwym tonem, — żem się tego po was spodziewał, po was, uczciwych szlachcicach? Czyż wam nie powiedziano, jakie stosunki łączą mnie dzisiaj z regentem? Czyż nie czujecie jak pomyślny dla mnie wiatr wieje od dworu? A tak silny, że jeżeli mnie przewróci, to was jeszcze prędzej, przedemną, przysięgam wam to! Jeśli dzień dzisiejszy jest ostatnim dniem mojej potęgi, nie będę sobie nie miał do wyrzucenia, gdyż dobrze użyję ostatnich chwil. Wasze nazwiska są na liście w biurze u p. Maszolta; powiem słowo jedno, a nazwiska te będą oznaczały wielkich panów lub też banitów.
— Ach, więc stoimy na szalkach wagi! — odezwał się słabym głosem Navail.
Inni słuchali w milczeniu.
— “Pójdziemy za tobą ekscelencyo!“ — powtarzaliście mi jeszcze wczoraj. — “Pójdziemy z ufnością, ślepo, odważnie!“ I przy pierw zym podmuchu burzy szukam napróżno między wami jednego chociaż wiernego żołnierza! Cóż wam się stało, wierni przyjaciele? Chcecie uciekać? O, nie jeszcze! Stanę tak aby każdemu uciekającemu wpakować w brzuch szpadę. Milcz kuzynie! — przerwał sobie Gonzaga, widząc, że Navail otworzył usta do mówienia. — Nie mam w tej chwili dość zimnej kiwi, aby słuchać twoich banialuków. Oddaliście się mnie wszyscy dobrowolnie i całkowicie; wzią-