— Panie kawalerze — rzekł — jeżeli masz jeszcze jakie dobre wspomnienia z tych nędznych lekcyi, które ci kiedyś dawałem z taką przyjemnością, nie odmówisz mojej prośbie.
Lagarder instynktownie sięgnął ręką do kieszeni. Paspoal powstrzymał go ruchem pełnym godności.
— Nie o to prosi waszej wysokości mistrz Kokardas — rzekł.
— Mów! Pamiętam — odrzekł Lagarder. — Czego Chcesz?
— Chcę — odparł Kokardas — aby wasza wysokość nauczyła mnie ciosu Neversa.
Lagarder powstał w tej chwili.
— To zupełnie słuszne — rzekł, — mój stary Kokardasie to należy do twego rzemiosła.
Stanęli naprzeciwko siebie. Wolontaryusze i fechmistrze otoczyli ich kołem, ci ostatni szczególniej patrzyli z zapartym oddechem.
— Do dyabła! — rzekł Lagarder, dotykając szpady profosa — jakiś ty teraz słaby! Uwaga, zastaw się z prawej strony! Pięść ku sobie. Pchnięcie proste! Paruj Prostuj! Na odlew! Paruj i odpieraj! Przez szpadę i między; oczy!
Łączył ruchy ze słowami.
— O święty Jacku! — zawołał Kokardas, odskakując na bok. — Widziałem tysiące świec! A osłona? — zapytał, stając znowu w pogotowiu.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/79
Ta strona została przepisana.