Strona:PL Feval - Garbus.djvu/809

Ta strona została przepisana.

rzane szmery, ale, patrząc przez zakratowane okienko we drzwiach, nic dostrzedz nie mogli.
Nagle obaj fechmistrze zadrżeli. Chaverny i dona Kruz przestali rozmawiać.
— Maryo, Matko Boża! — szepnęła głośniej Aurora — ulituj się nad nami!
Hałas stawał się coraz wyraźniejszy i co raz bliższy. Przed chwilą bowiem Pejrol, wpatrzony w okna pałacu, zawołał na towarzyszów.
— Panowie! Baczność.
I wszyscy ujrzeli światło pochodni, podnoszące się zniżające się trzy razy raz po raz. Był to sygnał do atakowania kościoła. Nikt z nich o tem nie wątpił, a jednak widoczne było wahanie między nimi.
Nie przypuszczali, aby mogło dojść do tej ostateczności. A gdy już doszło, nie czuli ochoty spełnienia jej.
Gonzaga igrał z nimi; chciał zanitować łańcuch, kóry jej rzucił na szyję.
— No! — rzekł wreszcie Navail. — Przecież to tylko porwanie!
— A nasze konie są w pogotowiu — dadał Noce.
— Ostatecznie przez takie głupstwo nie stracimy honoru — pocieszał Choisy.
— A więc naprzód! — zawołał Taranne. — Trzeba, aby książę zastał nas przy robocie!
I nastąpiła chwila, w której dona Kruz wybiegła z kościoła podziemnem wyjściem aby wezwać pomocy.
Montobert i Taranne trzymali każdy po żelaznym drągu w ręku. Wszyscy naraz rzuci-