Strona:PL Feval - Garbus.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Panie kawalerze — rzekł Kokardas w chwili, gdy Lagarder powstał i zacieśnił pas od swej szpady — nie miej fałszywego wstydu do kroćset! Przyjmij naszą pomoc w boju, który będzie nierówny.
Lagarder wzruszył ramionami.
— Gdybym mógł być pożytecznym — wyszeptał czerwieniąc się nadmiernie — miłosnej wyprawie...
Moralność w czynie twierdzi, pod słowem honoru greckiego filozofa, że kolor czerwony jest kolorem cnoty. Inocenty Paspoal często się czerwienił, ale cnoty nie miał ani odrobiny.
— Do stu dyabłów! Towarzysze! — zawołał Lagarder. — Ufam zwyczaj sam załatwiać moje sprawy, wiecie o tem dobrze. Zmierzch, zapada. Ostatni kielich i jazda; oto usługa, której od was żądam.
Wolontaryusze odeszli do koni. Mistrzowie sztuki szermierskiej nie ruszyli się z miejsca. Kokardas wziął Lagardera na bok.
— Dałbym się zabić, jak pies dla waszej wysokości, — rzekł z zakłopotaniem — ale...
— Ale co?
— Każdy ma swoje rzemiosło, wy wiecie, panie, My nie możemy opuszczać tego miejsca.
— Aaa! I dlaczegóż to?
Ponieważ czekamy tu na kogoś.
— Naprawdę? I ten ktoś?...
— Nie gniewajcie się, panie kawalerze, to Filip de Nevers.