Lagarder przyjął papiery w milczeniu, bał się przemówić.
Dokumenty zamknięte były w kopercie z pieczęciami kaplicy Kajlusa. W chwili, gdy je odbierał, dał się słyszeć w dolinie przeciągły i żałosny dźwięk rogu.
— To musi być jakiś sygnał — zawołała Aurora. — Uciekaj Filipie, uciekaj!
— Żegnaj Auroro — rzekł Lagarder, do końca odgrywając swą rolę, aby nie złamać serca młodej matki — bądź spokojna, twoje dziecko jest bezpieczne.
Przyłożyła jego rękę do ust i ucałowała ją namiętnie.
— Kocham cię — rzekła przez łzy. — I szybko zamknąwszy okienicę, zniknęła.
Był to rzeczywiście sygnał. Na drodze z Argeles ustawieni byli trzej ludzie z pastuszemi rogami, którzy mieli śledzić za Neversem idącym do zamku Kajlusa, gdzie go wzywał równocześnie błagalny list młodej żony i zuchwałe wyzwanie kawalera Lagardera.
Pierwszy z tych ludzi miał zatrąbić, gdy Nevers będzie przechodził przez Klarybidę, drugi gdy wejdzie do lasu, a trzeci, gdy dojdzie do pierwszych chat wzgórza Tarridesu.