Na całej drodze dużo było miejsc dogodnych dla wykonania morderstwa. Ale Filip Gonzaga nie miał zwyczaju nacierać otwarcie. Chciał zabarwić swą zbrodnię. Morderstwo miało się nazywać zemstą i uchodzić za czyn Kajlusa-Klucznika.
I to nasz piękny Lagarder, niepoprawny szaławiła, a pierwsza szpada Francyi i Navarry, z małą zaledwie dwuletnią dziewczynką na rękach! Trzeba przyznać, że był mocno zakłopotany swą osobą; trzymał dziecko niezgrabnie, kołysząc niezręcznie na rękach nie przyzwyczajonych do tej nowej czynności.
W tej chwili miał jedną tylko troskę: nie obudzić malutkiej dziewczynki.
— Luli, luli.... — mówił z wilgotnemi źrenicami i jednocześnie nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
Możnaby dać miliony wszystkim ułanom królewskim i jego towarzyszom, a żaden by nie zgadł, co robił w tej chwili ten straszliwy junak, po drodze na wygnanie.
A on był cały oddany obowiązkom wzorowej niańki; patrzył na nogi, aby się nie potknąć i nie wstrząsnąć uśpionej dzieciny; pragnąłby mieć na każdej ręce poduszkę z waty.
Drugi sygnał bardziej zbliżony zmącił ciszę nocną przeciągłym żałosnym dźwiękiem.
— Co to jest, do dyabła? — pomyślał Lagarder.
Wpatrywał się w małą Aurorę. Nie śmiał
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/99
Ta strona została przepisana.