Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —

siebie ich okropną, ale ponętną śmiałością. Teraz zaś, po miesiącu, zaczynał już patrzeć inaczej i pomimo wszystkich drażniących monologów o własnej bezsilności i niezdecydowaniu, mimowoli jakoś ową „okropną“ mrzonkę przyzwyczaił się uważać za przedsięwzięcie do urzeczywistnienia, lubo ciągle jeszcze nie dowierzał samemu sobie. Nawet teraz szedł zrobić próbę swego przedsięwzięcia, a z każdym krokiem wzruszenie jego wzrastało silniej i silniej.
Z zamierającem sercem, drżąc nerwowo, zbliżył się do olbrzymiego domu, wychodzącego z jednej strony na kanał, a z drugiej na ulicę — ...ą. Dom ten składał się z maleńkich lokali i był zaludniony przez rozmaitych pracowników — krawców, ślusarzy, kucharki, różnych niemców, dziewczęta tolerowane, drobnych urzędników i t. p. Wchodzący i wychodzący tłumnie — co chwila mijali obie bramy i kręcili się na obu podwórzach domu. Nadzór spełniało trzech czy czterech stróżów. Młodzieniec był bardzo kontent, nie spotkawszy się z żadnym z tych ostatnich i niepostrzeżenie prześlizgnął się zaraz z bramy na prawo na schody. Schody były ciemne i wąskie, „kuchenne“, ale on już wiedział o tem, wszystko już zbadał, zmierzył, i całe to otoczenie bardzo mu odpowiadało: w takiej ciemności nawet ciekawy wzrok nie był niebezpieczny. „Jeżeli teraz tak się boją, cóżby to było, gdyby istotnie miało dojść co do czego?“ pomyślał mimowoli, zdążając na trzecie piętro. Tu zagrodzili mu drogę dymisjonowani żołnierze, tragarze, wynoszący meble z jednego z lokali Wiedział on już przedtem, że w tym lokalu mieszkał jakiś familijny niemiec, urzędnik: „zatem ten niemiec przenosi się, więc na trzeciem piętrze i na tym placyku, przez jakiś czas, będzie zajęte tylko mieszkanie starej. To dobrze... na wszelki wypadek...“ pomyślał znowu i zadzwonił do mieszkania starej. Dzwonek brzęknął słabo, jakgdyby ulany był z blachy nie z miedzi. W małych lokalach takich domów wszędzie prawie są takie dzwonki. Zapomniał już dźwięku tego dzwonka i teraz ten dziwny brzęk jakby mu coś przywiódł na pamięć i jasno przedstawił... Zadrżał, zanadto miał już osłabione nerwy tym razem. Wkrótce potem drzwi otworzyły się na maleńką szparkę: mieszkanka oglądała przybyłego z widocznem niedowierzaniem i widać tylko było jej oczki, połyskujące w ciem-