wszystkie były maleńkie i niziutkie. Straszna niecierpliwość pchała go coraz dalej i dalej. Nikt ani spojrzał na niego. W drugim pokoju siedzieli jacyś pisarze, ubrani niby staranniej, ale dziwni jacyś ludzie. Zwrócił się do jednego z nich.
— Czego tam?
Pokazał wezwanie.
— Pan jesteś student? — Spytał tamten, rzuciwszy okiem na awizację.
— Tak, były student.
Pisarz obejrzał go, zresztą, bez żadnej ciekawości. Był to jakiś napuszony człowiek, z twarzą bez wyrazu.
„Od tego nic się nie dowiem, bo jemu wszystko jedno“ — pomyślał Raskolnikow.
— Idź pan tam, do referenta — rzekł pisarz, i wskazał palcem na ostatni pokój.
Wszedł do tego pokoju (czwartego z rzędu), ciasnego i przepełnionego interesantami, ludźmi, odzianymi nieco czyściej, niż w poprzednich izbach. Pomiędzy nimi były dwie damy. Jedna w żałobie, biednie ubrana, siedziała przy biurku naprzeciwko referenta i pisała coś. Druga zaś dama, bardzo otyła i fioletowo-czerwona, z plamami, okazała kobieta, i coś za bogato ubrana, z broszką wielkości spodka do szklanki na piersiach, stała na uboczu i czekała na coś. Raskolnikow podał referentowi swoją awizację. Ten ledwie spojrzał na nią, rzekł — „proszę zaczeka“ — i zajął się znowu żałobną damą.
Odetchnął swobodniej. — „Napewno nie tamto!“ Zwolna zaczynał nabierać otuchy, i z całych sił wmawiał w siebie spokój i odwagę.
„Jakieś głupstwo, jakaś najmniejsza nieostrożność i sam się mogę wydać!... Hm... szkoda, że tu niema powietrza“ — dodał — „duszno... W głowie jeszcze się bardziej kręci... i w umyśle także...“
Czuł w całym sobie straszny nieład. Bał się stracić panowanie nad sobą.
Starał się przylgnąć do czegoś i myśleć o czemkolwiek zupełnie obojętnem, ale wcale mu się to nie udawało. Referent zresztą bardzo go zajmował: strasznie mu się chciało odgadnąć coś z jego twarzy, rozgryźć. Był to bardzo młody człowiek, lat dwudziestu dwóch, z pociągłą i ruchliwą twarzą, wydającą się starszą, niż była w isto-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —