Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —

i obcości ujawniły się nagle jasno w jego duszy. Nie poddańczość jego wynurzeń sercowych przed porucznikiem, nawet nie lichota triumfu porucznika nad nim, wywróciły w nim serce tak nagle! O, co mu teraz do własnej podłości, do tych wszystkich ambicyj poruczników, niemek, odpowiedzialności, biur i t. p. i t. p.! Gdyby nawet został w tej chwili skazany na osiedlenie, to i wtedy jeszcze nie ruszyłby się, a nawet kto wie, czyby uważnie wysłuchał wyroku. Działo się w nim coś całkiem mu nieznanego, nowego, nagłego i nigdy niebywałego. Nietyle rozumiał, ile wyraźnie czuł, całą siłą czucia, że nietylko z czułostkowatemi zwierzeniami, jak dawniej, ale nawet z czemkolwiek innem, nie może już zwracać się do tych ludzi, w biurze policyjnem, i choćby to byli sami jego rodzeni bracia lub siostry, nie zaś porucznicy cyrkułowi, to i wówczas nie miałby potrzeby zwracać się do nich i nawet za nic na świecie; nigdy jeszcze do tej chwili nie doznawał równie dziwnego i strasznego uczucia. Co najgorsze, że było to raczej uczucie, niż świadomość, niż pojęcie; uczucie bezpośrednie, uczucie najbardziej męczące ze wszystkich, jakich kiedykolwiek doznawał w życiu.
Referent zaczął mu dyktować formę zwyczajnego w takich razach skryptu, t. j. „zapłacić nie mogę, obowiązuję się wtedy (kiedykolwiek) z miasta się nie wydalę, rzeczy nie sprzedam ani nie podaruję“ i t. p.
— Ależ pan nie możesz pisać, pióro panu z rąk wypada — zauważył referent, ciekawie wpatrując się w Raskolnikowa. — Czyś pan chory?
— Tak... w głowie mi się kręci... dyktuj pan dalej.
— Już wszystko; podpisz się pan.
Referent odebrał papier i zajął się innymi.
Raskolnikow oddał pióro, ale zamiast wstać i wyjść, oparł oba łokcie o stół i ścisnął głowę rękoma. Jakby mu gwóźdź wbijano w ciemię. Dziwna myśl przyszła mu nagle: wstać natychmiast, zbliżyć się do naczelnika cyrkułu i opowiedzieć mu o wszystkiem wczorajszem, i o wszystkiem do najdrobniejszego szczegółu, następnie udać się z nim do mieszkania i pokazać przedmioty, leżące w kącie pod tapetą.
Pokusa była tak silna, że wstał już z miejsca, aby myśl tę wykonać.
— „Czyby jednak nie zastanowić się chwilkę?“ błysnę-