„A jeżeli już była rewizja? A jeżeli ich akurat zastanę u siebie?“
Ale otóż jego pokój. Nic i nikogo; nikt nie zaglądał. Nawet Anastazja nie dotykała się. Lecz, Boże! jak mógł zostawić wszystkie te rzeczy pod tapetą?
Rzucił się do kąta zapuścił rękę w otwór i jął wyciągać przedmioty i napełniać niemi kieszenie. Wszystkiego okazało się osiemnaście sztuk: dwa małe pudełeczka z kolczykami, albo z czemś w tym rodzaju — nie rozróżniał dobrze; następnie cztery niewielkie futerały safjanowe. Jeden łańcuszek był zawinięty w gazetę, jeszcze coś w gazecie, zdaje się order...
Pokładł wszystko do rozmaitych kieszeni palta i w jedną ocalałą kieszeń spodni, starając się, ażeby było jak — najnieznaczniej. Wziął również woreczek. Poczem, wyszedł z pokoju, zostawiając go tym razem całkiem naoścież.
Szedł prędko i krokiem pewnym; choć czuł, że jest zgnębiony, ale był całkiem przytomny. Lękał się pogoni, lękał się, że za pół godziny, za kwadrans nawet wydany zostanie rozkaz śledzenia go, a więc bądź co bądź trzeba było póki czas zrobić, co się da. Trzeba było coś postanowić dopóki jeszcze zostawało choć trochę sił i choć jaki taki sens w głowie... Gdzież pójść tedy?
To już było zdecydowane oddawna: „rzucić wszystko w kanał i basta“. Tak postanowił jeszcze w nocy, w febrze, w owej chwili, kiedy to — pamięta wybornie — zrywał się i chciał iść: „prędzej, prędzej, i wszystko wyrzucić“. Ale wyrzucić okazało się wcale niełatwo.
Chodził nad brzegiem kanału Katarzyny już od pół godziny, a może i dłużej, i kilka razy spoglądał na schody do
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II