Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —

— To ich zawód, dobrodzieju, zawód...
Ale w chwili, gdy stanął przy barjerze i ciągle jeszcze bezmyślnie i gniewnie patrzył za niknącym w oddali powozem, pocierając plecy, uczuł nagle, że ktoś mu wtyka w rękę pieniądze. Spojrzał, starsza kupcowa w kapturze i trzewikach kozłowych, a z nią dziewczynka w kapelusiku z zieloną parasolką, widocznie córeczka. „Przyjm, biedny człowieku, w imię Chrystusa“. Wziął, a one poszły dalej. Dwadzieścia kopiejek! Z ubrania i z wyglądu łatwo mogły go wziąć za zawodowego żebraka ulicznego, ofiarowanie całej monety dwudziestokopiejkowej zawdzięczał napewno uderzeniu bata, które obudziło w nich takie współczucie.
Ścisnął monetę w ręku, przeszedł z dziesięć kroków i zwrócił się twarzą ku Newie, w kierunku pałacu cesarskiego. Niebo było bez najmniejszej chmurki, a woda prawie niebieska, co na Newie bywa bardzo rzadko. Kopuła soboru, który najlepiej zarysowuje się ze strony mostu, nie dochodząc dwudziestu kroków do kaplicy, aż płonęła światłem, a przez czyste powietrze można było wyraźnie rozejrzeć nawet każdą jej ozdobę. Ból od bata zmniejszył się i Raskolnikow zapomniał już o uderzeniu; jedna niespokojna i niezupełnie jasna myśl zajmowała go teraz wyłącznie. Stał i patrzył w dal długo i uważnie, to miejsce było mu szczególnie znane. Gdy chodził do uniwersytetu, to zazwyczaj — najczęściej, wracając do domu — zdarzało mu się, że może z jakie sto razy, wpatrywać się w tę istotnie wspaniałą panoramę i zawsze dziwić się pewnemu niejasnemu i nie dającemu się uchwycić wrażeniu. Jakiś chłód niewytłómaczony wiał nań zwykle z tej wspaniałej panoramy; duchem niemym i głuchym był dla niego ten pyszny obraz... Dziwił się za każdym razem swemu ponuremu i zagadkowemu wrażeniu i odkładał jego wyjaśnienie, nie dowierzając sobie, na przyszłość. Teraz nagle żywo przypomniał sobie te swoje dawne pytania i wątpliwości i zdało mu się, że nie mimowoli przypomniał sobie teraz o nich. Już to jedno wydało mu się dzikiem i cudownem, że się zatrzymał na tem samem miejscu, co dawniej, jakgdyby itsotnie przypuszczał, że może myśleć teraz o tem samem, o czem myślał dawniej i zajmować się takiemi samemi tematami i obrazami, jakie zajmowały go... jeszcze tak niedawno!