Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —

przyszedł do przytomności, gospodyni zaglądająca przez drzwi, natychmiast je zamknęła i skryła się. Była ona zawsze wstydliwa i z trudnością znosiła rozmowy i wyjaśnienia; miała lat czterdzieści, była gruba i otyła, czarnobrewa i czarnooka, dobra z otyłości i lenistwa; nawet niebrzydka była. Wstydliwa zaś, aż do przesady.
— Czego to? — pytał dalej, zwracając się do nieznajomego. Ale w tejże chwili drzwi otworzyły się naoścież i nachylając się nieco, bo był wysoki, wszedł Razumichin.
— A to kajuta morska — zawołał wchodząc — zawsze głową uderzę; i to ma być mieszkanie! A, toś się ocknął, bracie? Mówiła mi właśnie gosposia.
— Ocknął się przed chwilą — rzekła Nastka.
— Przed chwilą — potaknął robotnik z uśmieszkiem.
— A pan co za jeden? — zapytał, zwracając się doń nagle Razumichin. — Ja bo, chciej pan wiedzieć, jestem Wrazumichin, nie Razumichin jak mnie zowią, lecz Wrazumichin, student, syn szlachecki, a on mój przyjaciel. No, a pan coś za jeden?
— A ja w naszem biurze jestem robotnikiem, od kupca Szełopajewa i tu z interesem.
— Siadaj no pan na tem krzesełku — sam Razumichin usiadł na drugim, z drugiej strony stołu.
— Dobrześ bracie zrobił, żeś się ocknął — ciągnął dalej, zwracając się do Raskolnikowa. — Od czterech dni prawie, że nie jesz i nie pijesz. Doprawdy, herbatę łyżeczką musieliśmy mu dawać. Przyprowadzałem do ciebie dwa razy Zosimowa. Pamiętasz Zosimowa? Obejrzał cię uważnie i odrazu orzekł, że wszystko fraszki, że to niby jakieś udezrenie do głowy. Głupstwo jakieś nerwowe, żywność była kiepska, piwa i chrzanu mało się jadło, z tego i choroba, ale że nic, przejdzie i śladu nie będzie. Dzielny ten Zosimow! Pysznie zaczął leczyć. No, to ja pana nie zatrzymuję — zwrócił się znowu do robotnika — może pan raczysz wyłuszczyć cel przybycia. Wyobraź sobie, Rodziu, z ich kantoru już drugi raz przychodzą; tylko poprzednio inny jakiś był tutaj; myśmy tu z nim rozmawiali. Kto tu przed panem przychodził?
— A to pewno trzy dni temu? Tak, to był pan Aleksy, także pracujący w naszym kantorze.
— On mi się jakoś lepiej zaprezentował od pana.
— Tak, poważniejszy, oczywiście.