Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
— 128 —

Raskolnikow milczał, choć ani na chwilę nie spuszczał z niego swego strwożonego wzroku i teraz uporczywie wciąż się weń wpatrywał.
— I bardzo nawet — ciągnął Razumichin, nic sobie nie robiąc z milczenia i jakby, potakując otrzymanej odpowiedzi.
— Paskudnik! — zawołała znowu Nastusia, której rozmowa ta sprawiała, widać, niewysłowioną radość.
— Źle jest to, żeś ty, bracie, odrazu nie umiał się wziąć do rzeczy. Z nią trzeba było inaczej. Boć to, że tak powiem, najniespodziewańszy charakter. No, ale mniejsza o jej charakter... Ale jednak, doprowadzić do tego, żeby ona ci śmiała nie przysłać obiadu. Albo naprzykład ten weksel? Oszalałeś, czy co, podpisywać weksle? Lub ten, naprzykład, ślub zamierzony, kiedy to jeszcze żyła nieboszczka jej córka, Natalka. — Wiem o wszystkiem! Zresztą, widzę, że to drażliwa strona i żem osioł: przebacz mi. Ale à propos głupoty: jak sądzisz, wszak pani Praskowja wcale nie taka głupia, jakby się na pierwszy rzut oka mogło zdawać, co?
— Tak... — wycedził Raskolnikow, patrząc się na bok, i rozumiejąc, że lepiej jest podtrzymywać rozmowę.
— Nieprawdaż? — zawołał Razumichin — widocznie ucieszony, że mu odpowiedziano, ale wszak i nie mądra, co? Wcale, wcale niespodziewany charakter!... Ja bo, bracie, trochem zgłupiał, doprawdy... Ze czterdziestkę będzie miała z pewnością. Ona powiada trzydzieści sześć i ma do tego zupełne prawo. Zresztą, przysięgam ci, że wnioskuję o niej raczej intelektualnie, zapomocą metafizyki; bo to u nas, bracie, zawiązał się taki emblemat, kiep, twoja algebra! Nic nie rozumiem! Ale to wszystko fraszki, a tylko ona, widząc, żeś ty już nie student, że nie masz ani lekcji, ani ubrania i, że po śmierci panny niema co marzyć o powinowactwie z tobą, nagle zlękła się; a ponieważ ty, ze swej strony, cofnąłeś się, i nie podtrzymywałeś dawnego, przyszło jej na myśl, wykurzyć cię z mieszkania. Oddawna już nosiła się z tym zamiarem, ale jej weksla szkoda było. Zresztą, sam zapewniałeś, że mama zapłaci...
— Mówiłem to przez swoją podłość... Matka moja sa-