— Zamietowa?... Referenta?... Poco? Raskolnikow szybko się odwrócił i wlepił oczy w Razumichina.
— Co ci jest... Czegoś się zerwał? Chciał cię poznać; sam chciał, bośmy dużo o tobie z nim rozmawiali... Inaczej, od kogóżbym tyle się o tobie dowiedział. Dzielny chłop, bratku, wyśmienity... w swoim rodzaju, ma się rozumieć. Jesteśmy teraz przyjaciółmi; prawie codzień się widujemy. Wszak ja się przeniosłem do tego cyrkułu. Nie wiedziałeś o tem? Niedawno. U niemki Lawizy byliśmy z nim ze dwa razy. Pamiętasz niemkę?
— Gadałem co w malignie?
— O, i jak jeszcze! Całkiem od rzeczy.
— Cóżem gadał?
— Także! Cóżeś miał gadać? Wiadomo, o czem się gada w malignie... No bratku, teraz, żeby czasu nie tracić, do rzeczy.
— Com gadał?
— A to uparty! Może się lękasz o jaki sekret! Nie bój się, o hrabinie nie było ani słowa. Raczej o jakimś buldogu, o kolczykach, a jakichś łańcuszkach, o wyspie Krestowskiej, o jakimś stróżu, o komisarzu, poruczniku, dużo było mowy. A przytem, raczyłeś się mocno zajmować własną skarpetką, mocno! Żałośliwie mówiłeś: dajcie mi ją, dajcie. Zamietow sam we wszystkich kątach szukał twej skarpetki i własnemi naperfumowanemi rączkami, w pierścionkach, podawał ci to paskudztwo. Wtedyś się dopiero raczył uspokoić i przez całą dobę trzymałeś ją w ręku i niepodobna było jej wyrwać. Pewnie dotąd jeszcze leży gdzie pod kołdrą. A przytem prawie ze łzami prosiłeś o jakieś frendzle od spodni. Wpadaliśmy na różne domysły, jakie to mają być frendzle? Ale nic nie można było się dowiedzieć... No więc do rzeczy! Otóż jest trzydzieści pięć rubli; z nich dziesięć biorę, a za jakie dwie godzinki przedstawię rachunek. Tymczasem dam znać i Zosimowi, chociaż i tak już dawno powinienby być tutaj, bo już dwunasta. A ty, Nastusiu, dowiaduj się tu jak najczęściej, jak mnie nie będzie, może mu się pić zechce, albo co innego... A Pasiuni powiem zaraz co potrzeba. Do widzenia!
— Pasiunią nazywa! Ach urwis, urwis! — rzekła w ślad za nim Nastusia: poczem, otworzyła drzwi i zaczęła podsłuchiwać, ale nie wytrzymała i sama zbiegła na
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
— 130 —