Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —

dół. Ciekawa była strasznie, co też on powie gospodyni; wogóle widać było, że Razumichin ją oczarował.
Ledwie się drzwi za nią zamknęły, gdy chory zrzucił z siebie kołdrę i jak półwarjat wyskoczył z pościeli. Z palącą konwulsyjną niecierpliwością czekał on, żeby poszli jaknajprędzej, żeby zaraz bez nich przystąpić do rzeczy. Ale do jakiej, do jakiej rzeczy! — jakby naumyślnie, zapomniał teraz. — Boże! Powiedz mi tylko jedno: czy oni wiedzą już o wszystkiem, czy jeszcze nie wiedzą i tylko udają, drażnią, dopóki ja leżę, a potem nagle wejdą i powiedzą, że wszystko wiadome jest oddawna i że oni tylko tak... Co teraz począć? Otóż i zapomniałem, jakby naumyślnie; zapomniałem nagle, przed chwilą jeszcze wiedziałem!
Stał na środku pokoju i w męczącej niewiadomości rozglądał się dokoła; poszedł ku drzwiom, otworzył posłuchał; ale to nie to. Nagle, jakby przypomniał, przypadł do kąta, gdzie pod obiciem była dziura, zaczął wszystko oglądać, zapuścił rękę w otwór, poszperał, nie, i to nie to. Poszedł do pieca, otworzył go i jął rozgarniać popiół, i kawałki frendzli od spodni i szczątki podartej kieszeni leżały tak samo, jak je wówczas rzucił, a więc nikt nie zaglądał! Wtem przyszła mu na myśl skarpetka, o której Razumichin opowiadał przed chwilą. Prawda, toć ona leży na sofie, pod kołdrą, ale już zatarła się i zabrudziła do tego stopnia, że oczywiście Zamietow nic nie mógł dostrzec.
„Ba, Zamietow... cyrkuł!... A poco mnie wołał do cyrkułu?... Gdzie awizacja? Ba!... Poplątałem: to wtedy mnie wołano! Wtedy także oglądałem skarpetkę, a teraz... teraz byłem chory. A poco Zamietow przychodził? poco go przyprowadził Razumichin?...“ szeptał w niemocy, siadając na sofie. — Co to jest? Czy gorączka ciągle mnie jeszcze trapi, czy doprawdy? Zdaje się, że doprawdy... A, pamiętam: uciekać! Tak... ale gdzie? A gdzie moje ubranie? Butów niema! Zabrali! Schowali! Rozumiem! A, oto palto — przetrząsnęli! Oto i pieniądze na stole, dzięki Bogu! Oto i weksel... Wezmę pieniądze i ucieknę, i najmę inne mieszkanie, nie odnajdą mnie!... Tak, a biuro adresowe? Znajdą! Razumichin znajdzie. Lepiej uciec... daleko... do Ameryki i wtedy pal ich djabli! I weksel wziąć... on tam się przyda... Cóż wziąć jeszcze? Oni my-