razem z Michałem, a z Michałem oni z jednych miejsc. I otrzymawszy papierek, on zmienił go zaraz, wypił od jednego razu dwie lampki, wziął resztę i poszedł, a Michała to ja z nim wtenczas nie widziałem. A na drugi dzień usłyszeliśmy, że starą Alinę i jej siostrę Elżbietkę toporem zamordowano, a my ich uznawaliśmy i zaraz też wzięło mnie zwątpienie co do onych kolczyków, bo wiadomo nam było, że nieboszczka dawała pieniądze na zastaw. Poszedłem ja do onego domu i zacząłem powoli, po swojemu, wybadywać, przepatrywać co i jak, a zaraz najsamprzód spytałem, czy jest Mikołaj? I mówił mi Michał, że Mikołaj zahulał się, przyszedł do domu o świcie, pijany, w domu przebył nie dłużej, jak dziesięć minut i znowu wyszedł, a Michał go już potem nie widział i robotę sam wykończa. A robotę mają oni na jednych schodach z zabitemi, na pierwszem piętrze. Dowiedziawszy się tego wszystkiego, nicem nikomu nie mówił — to mówi Duszkin — „a o zabójstwie wszystko dowiedziałem się co mogłem i wróciłem do domu, coraz to większe mając zwątpienie. A dziś zrana o godzinie ósmej“ — to jest niby na trzeci dzień; uważasz? — „widzę, wchodził do mnie Mikołaj, nie trzeźwy, ale też i nie bardzo pijany, gadać z nim można. Siadł na ławce i milczy. A oprócz nego w sklepie był tylko jeden obcy człowiek, ale jeszcze spał na ławce, po znajomości, a i dwóch naszych malców. — Widziałeś, pytam, Michała? — Nie, powiada, nie widziałem. — I tu nie byłeś? — Nie byłem, mówi, od onegdaj. — A dziś gdzieżeś, nocował? — A na Piaskach, powiada przy Kołomeńskich. — A gdzie ty, mówię, wziąłeś wtenczas kolczyki? — A znalazłem na ulicy — i mówi to tak, jakby niepodobna, i nie patrząc. — A słyszałeś, mówię, że tak i tak, stało się tego samego wieczoru i na tych samych schodach? — Nie, powiada nie słyszałem — a sam słucha wytrzeszczywszy oczy i zbielał nagle, jak kreda. Ja tu mu opowiadam, patrzę, a on za czapkę i zaczął wstawać. Wtedy chciałem go przytrzymać: czekaj, Mikołaju, może wypijesz? A sam mignąłem na chłopaka, żeby drzwi przytrzymał i wychodzę z za lady; jak wtedy ode mnie nie pryśnie i na ulicę, galop, za węgiel — i tylem go widział. Tom się i zwątpienia mojego pozbył, bo on ma grzech, tak jest“...
— Naturalnie!... — wymówił Zosimow.
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
— 141 —