kche-kche! Może w czapkach wejdziecie!... Jest jeden w czapce... Won! Choć dla trupa miejcie szacunek!
Kaszel zadusił ją, ale krzyk zrobił swoje. Obawiano się trochę pani Katarzyny; lokatorowie, jeden za drugim, przecisnęli się z powrotem do drzwi z tem szczególnem wewnętrznem uczuciem zadowolenia, które daje się zawsze dostrzegać, nawet u najbliższych krewnych, przy nagłem nieszczęściu bliźniego, uczuciem, od którego nie jest wolny żaden człowiek, bez wyjątku, pomimo nawet najszczerszego popędu do litości i współczucia.
Za drzwiami dały się zresztą słyszeć głosy o szpitalu i że tu nie miejsce na to, aby zbytecznie niepokoić ludzi.
— Nie miejsce umierać? — krzyknęła pani Katarzyna i już chciała otworzyć drzwi, ażeby wybuchnąć na nich całym gromem, ale zetknęła się we drzwiach z samą panią Lippewechsel, która tylko co dowiedziała się o nieszczęściu i biegła zarządzić po swojemu. Była to arcyniemiła i rubaszna niemka.
— Ach, Boże! — klasnęła w ręce — pani mąż pijan koń zdeptał. Do szpital jego! Ja gospodyni!
— Co? Dobrze! Niechże sobie pani zapamięta, co pani mówi — zaczęła żona ofiary (z gospodynią rozmawiała ona zawsze podniesionym głosem, ażeby tamta pamiętała, z kim ma do czynienia, i nawet teraz nie mogła odmówić sobie tej przyjemności) — niech pani pamięta...
— Ja wam mówił, raz na potem, co by mi pani nie mówił ten ton...
— Co mi tam do tego, ja nie należę do rzędu takich lizusów, jak pan Lebieziatnikow, który śmieje się teraz za drzwiami (za drzwiam istotnie dał się słyszeć śmiech i krzyk: „starły się!“), to i będę używać tonu, jak mi się podoba. Sama pani widzisz, co się stało z Szymonem; on umiera. Proszę więc panią natychmiast zamknąć te drzwi i nie wpuszczać tu nikogo. Dajcie choć umrzeć spokojnie! Inaczej, upewniam panią, postępek pani będzie jutro zaraz wiadomy samemu generał-gubernatorowi. Książę znał mnie jeszcze, jak byłam panną i doskonale pamięta Szymona, któremu nieraz świadczył różne przysługi. Wszyscy wiedzą, że Szymon miał wielu przyjaciół i protektorów, których sam porzucił, powodowany szlachetną dumą, czując swą nieszczęsną słabość, ale teraz (wskazała na Raskolnikowa) doznajemy pomocy ze strony pewnego wspa-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —