Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
— 196 —

teraz z upragnieniem na ciebie. Porfirjusz także chciał poznać się z tobą...
— A... już i ten... Dlaczegóż to mnie zrobili warjatem?
— To jest nie warjatem. Zdaje się, żem się za wiele rozgadał... Widzisz, uderzyło go to, że ciebie ten jeden tylko punkt obchodzi i teraz jasne jest, dlaczego cię obchodzi; znając wszystkie okoliczności... i jak to cię rozdrażniło wtedy i splotło się razem z chorobą... Ja, bracie, trochę jestem pijany, tylko djabli go wiedzą on ma jakąś swoją myśl... Mówię ci: zwarjował na punkcie chorób mózgowych. Ale ty pluń...
Na jakie pół minuty obaj zamilkli.
— Słuchaj, Razumichin — zaczął Raskolnikow — chcę ci powiedzieć otwarcie: przed chwilą byłem u nieboszczyka, jeden urzędnik umarł... oddałem tam wszystkie swoje pieniądze... i oprócz tego, całowała mnie przed chwilą pewna istotka, którą gdybym nawet zabił kiedykolwiek, to także... słowem, widziałem tam drugą jeszcze istotę... z piórem ognistem... to jest, nie, zaczynam prawić od rzeczy i jestem bardzo słaby, podtrzymaj mnie... o zaraz schody...
— Co ci jest? Co ci jest? — pytał przerażony Razumichin.
— W głowie mi się trochę kręci, ale to nic, tylko tak mi smutno, tak smutno, jak kobiecie... doprawdy! Patrz, co to jest? Patrz - no, patrz!
— Co takiego?
— Czy nie widzisz? Światło w moim pokoju, widzisz? Przez szparę...
Stali przed ostatniemi schodami, tuż przy mieszkaniu gospodyni, i w istocie, widać było z dołu, że w komórce Raskolnikowa jest światło.
— To szczególne! A może Anastazja? — zauważył Razumichin.
— Ona nigdy o tej porze u mnie nie bywa, a zresztą śpi już oddawna, ale... wszystko mi jedno! Bywaj zdrów.
— Cóż znowu! Toż odprowadzę cię, razem wyjdziemy!
— Wiem, że wyjdziemy razem, ale chciałbym właśnie tutaj uścisnąć twoją rękę i tutaj pożegnać się z tobą. No dawaj rękę, bądź zdrów!
— Co się z tobą dzieje, Rodziu?
— Nic... chodźmy... będziesz świadkiem...
Zaczęli wchodzić na schody, i Razumichin powziął na