do góry — na pańskiej twarzy widać jakby troskę. Gdyś pan tu wszedł, wyczytałem ją zaraz i dlatego niezwłocznie zwróciłem się do pana. Komunikując panu bowiem dzieje mojego życia, nie na hańbę chcę siebie wystawić przed tymi nierobami, którzy i tak wiedzą o wszystkiem, a raczej szukam człowieka uczuciowego z edukacją. Dowiedzże się pan, iż małżonka moja kształciła się w szlacheckim instytucie gubernjalnym i przy wyjściu tańczyła z szalem wobec gubernatora i wobec innych osób, za co też złoty medal i list pochwalny miała zaszczyt otrzymać. Medal... no, co do medalu, tośmy go już dawno... sprzedali... hm... ale pochwała do dziś dnia leży u niej w kufrze i jeszcze niedawno pokazywała ją gospodyni. A lubo z gospodynią kłócą się nieustannie, ale korciło ją pochwalić się bodaj przed kimkolwiek i opowiedzieć o szczęśliwych minionych chwilach. Ja nie potępiam, nie potępiam, gdyż to ostatnie, to cała pozostałość jej wspomnień, a wszystko inne poszło w niwecz! Tak, ta dama gorąca, dumna i nieugięta podłogę myje sama i zadawalnia się razowcem, ale nie da sobie w kaszę dmuchać. Dlatego też i panu Lebieziatnikowowi nie chciała darować jego ordynarności, a gdy pan Lebieziatnikow zbił ją za to, to nie tyle z pobicia poszła do łóżka, ile z ambicji. Wziąłem ją już, jako wdowę z trojgiem dzieci, jedno mniejsze od drugiego. Wyszła za pierwszego męża, za oficera piechoty, wyszła z miłości; i uciekła z nim z domu rodzicielskiego. Męża kochała nadzwyczaj, ale wziął się do kart, poszedł pod sąd i tak mu się zmarło. Bijał ją on pod koniec; a ona, lubo mu nie ustępowała, o czem wiadomo mi jest dokładnie i z dokumentów, atoli dotąd wspomina go ze łzami i mnie nim usta wyciera, i ja kontent jestem, kontent, albowiem chociaż w wyobrażaniu bodaj niech sobie będzie szczęśliwa... I została po nim z trojgiem maleńkich dziatek w powiecie dalekim i zezwierzęconym, gdzie i ja byłem naonczas, i została w takiej nędzy beznadziejnej, że ja choć już dużo widziałem na świecie różnych różności, tego opisać się nie podejmuję... Cała zaś rodzina opuściła ją... A była dumna, zanadto dumna.... Wtedy to, panie dobrodzieju, wtedy ja, także wdowiec, i z pierwszej żony czternastoletnią córkę mający, rękę jej swoją ofiarowałem, albowiem nie mogłem patrzeć na takie cierpienia. Możesz pan stąd wnosić, do jakiego stopnia nieszczęście jej do-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —