— Wszak on nikogo nie kocha; może i nigdy nie pokocha — odciął Razumichin.
— To jest ma nie być zdolnym do kochania?
— A wie pani, panno Eudoksjo, jak pani jest podobną do swego brata, nawet we wszystkiem! — wyrwało mu się, niespodzianie dla niego samego, ale zaraz, przypomniawszy sobie to, co przed chwilą mówił jej o bracie, zaczerwienił się, jak rak i strasznie się zawstydził. Panna Eudoksja nie mogła się nie roześmiać, patrząc nań.
— Co się tyczy Rodzia, to oboje, moi państwo, możecie być w błędzie — wtrąciła nieco dotknięta matka. — Nie mówię o tem, co jest dzisiaj, Duniu. To, co pisze pan Piotr w tym liście... i cośmy z tobą przypuszczały, może nie jest prawdą, ale pan nie może sobie przedstawić, panie Dymitrze, jaki on jest fantastyczny, i, jakby to powiedzieć, kapryśny. Na jego charakterze nigdym nie mogła polegać, nawet gdy miał lat piętnaście. Jestem pewna, że on i teraz może zrobić z sobą coś takiego, czego nie zrobiłby żaden człowiek... Ale poco sięgać daleko; czy panu wiadomo, jak on mnie, półtora roku temu, zadziwił, zgnębił i omało do grobu nie wtrącił, kiedy mu przyszło do głowy ożenić się z tą, jak ją tam — z tą córką Zarnicynowej, jego gospodyni?
— Czy pan wie jakie szczegóły o tej historji? — spytała Dunia.
— Sądzi pan może — gorąco ciągnęła pani Pulcherja — że powstrzymałyby go wtedy moje łzy, prośby, moja choroba, śmierć może nawet ze strapienia, nasza nędza? Najspokojniej przekroczyłby wszystkie przeszkody. I miałżeby on, miałżeby nas nie kochać?
— On sam nic i nigdy ze mną o tej historji nie mówił — ostrożnie odpowiedział Razumichin — ale słyszałem o tem trochę od pani Zarnicynowej, która także nie należy do rzędu osób wymownych, a to com słyszał, jest może nawet nieco dziwnem.
— A co, coś pan słyszał? — spytały razem obydwie kobiety.
— Zresztą, nic znowu tak nadzwyczajnego. Dowiedziałem się tylko, że ten związek, już zupełnie postanowiony i zerwany tylko przez śmierć panny, był samej pani Zarnicynowej bardzo nie na rękę... Mówią nadto, że narzeczona była nieładna, to jest nawet szpetna... i taka choro-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.
— 218 —