sobą i ukrywania uczuć wczorajszego monomana, który przy najmmejszem słówku wpadał wczoraj omal nie we wściekłość.
— Tak, sam teraz widzę, że prawie zdrów jestem — rzekł Raskolnikow, życzliwie całując matkę i siostrę, dzięki czemu pani Pulcherja odrazu się rozchmurzyła — i już nie mówię tego po wczorajszemu — dodał, zwracając się do Razumichina i przyjaźnie ściskając jego rękę.
— A mnie to aż zadziwił dzisiaj — zaczął Zosimow, nader zadowolony z przybycia gości, przez dziesięć minut bowiem zdążył już zgubić wątek rozmowy ze swoim chorym. — Za jakie trzy, cztery dni, jeżeli tak pójdzie, będzie zupełnie jak dawniej, tak jak było przed miesiącem, lub przed dwoma, albo nawet może przed trzema? Bo to się oddawna wlekło i przygotowywało... nieprawdaż? Przyznaj się pan, że możeś pan sam się do tego przyczynił? — dodał z ostrożnym uśmiechem, jakby wciąż jeszcze lękając się, ażeby go czem nie rozdrażnić.
— Bardzo być może — chłodno odparł Raskolnikow.
— Ja właśnie do tego mówię — ciągnął zachęcony Zosimow — że pańskie wyzdrowienie, przedewszystkiem i wyłącznie zależy od pana samego. Teraz, gdy już z panem można rozmawiać, chciałbym pana przekonać, że koniecznie trzeba usunąć pierwsze, że tak powiem pierwiastkowe przyczyny, które wpływały na powstanie pańskiej choroby, wtedy się pan wyleczy, w przeciwnym razie stan zdrowia pańskiego może się nawet pogorszyć. Tych przyczyn pierwiastkowych ja nie znam, ale pan powinieneś wiedzieć o nich. Jesteś pan rozsądny i pewnoś pan obserwował samego siebie. Zdaje mi się, że rozstrój pański datuje się od chwili wystąpienia pańskiego z uniwersytetu. Nie powinieneś pan nadal żyć bez zajęcia, i dlatego praca i jasno wytknięty cel życia mogłyby panu przynieść znakomitą ulgę.
— Tak, tak, masz pan zupełną słuszność. Właśnie jak najprędzej wstąpię na uniwersytet, i wtedy wszystko pójdzie jak... po maśle...
Zosimow, który zaczął był swoje rozumne rady, po części dla efektu wobec dam, zmieszał się nieco, wyraźnie dostrzegłszy, po skończeniu przemowy, na twarzy swego słuchacza uśmiech ironiczny. Zresztą, trwało to ledwie chwilkę. Pani Pulcherja jęła zaraz dziękować Zosimowo-
Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.
— 225 —