Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —

Potem nagle i raptownie nalał sobie wódki, wypił i chrząknął.
— Odtąd, mój dobrodzieju — ciągnął po chwili milczenia — odtąd, dzięki pewnemu przypadkowi i doniesieniom złych ludzi, gdyż owa faktorka, jakoby za brak należytego szacunku dla siebie najwięcej intrygowała, — odtąd moja córka Zofja, zmuszoną była wziąć bilet żółty i już wskutek tych samych powodów nie mogła z nami dłużej pozostawać. Albowiem i gospodyni, pani Amalja, nie chciała na to pozwolić (a sama przedtem dopomagała faktorce) a i pan Lebieziatnikow... hm... Właśnie o Zosię poróżnił on się z moją małżonką. Z początku sam do niej się zabierał, ale potem nabrał ambicji: „Jakto — powiada — ja taki oświecony człowiek mam żyć w jednem mieszkaniu z taką tam?“ A Katarzyna nie wytrzymała, ujęła się... i nastąpił wybuch... I odwiedza nas Zosia teraz tylko o zmierzchu i pomaga mojej małżonce i środków do życia dostarcza... Mieszka zaś na stancji u krawca Kapernaumowa, a ten Kapernaumow kuleje i sepleni i cała jego liczna rodzina także sepleni. I żonę nawet też ma sepleniącą... Mieszczą się w jednej izbie, a Zosia ma kąt oddzielny za przepierzeniem.. Hm.. tak.. ludzie bardzo biedni a niezar dni... Tylko oto wstałem wonczas zrana, wciągnąłem na się łachmany, podniosłem ręce do nieba i poszedłem do pana generała. Znasz go pan? Nie? O to pan nie znasz najlepszego z ludzi!.. To wosk... wosk... na obraz Boży niby wosk roztapia się!... Pan generał aż łzy miał w oczach, wysłuchawszy wszystkiego. „No — powiada — Marmeladow, raz już zawiodłeś moje oczekiwania... Biorę cię jeszcze raz na swoją osobistą odpowiedzialność“ — tak mówił — „pamiętaj, pamiętaj!“ Ucałowałem jego stopy, w myśli, albowiem nigdyby na to nie pozwolił, jako dygnitarz i mąż nowych państwowych i oświeconych zasad; wróciłem do domu, a gdym powiedział, że znowu zaliczono mnie w poczet urzędników, Boże, co to było...
Marmeladow znów się zatrzymał w silnem wzruszeniu. W tej chwili weszła zulicy cała partja pijaków, już i tak pijanych, i dały się słyszeć przy wejściu dźwięki wynajętej katarynki i dziecięcy, piskliwy siedmioletni głosik, śpiewający Chateczkę. Zaczęło być gwarno. Gospodarz i służba zajęli się gośćmi. Marmeladow, nie zwracając uwagi na przybyłych, ciągnął swoje opowiadanie. Zdawa-